"I zanieś tam swój uśmiech, gdzie często płyną łzy"
20:12
W piątek 16 sierpnia wyruszyliśmy na pieszą parafialną pielgrzymkę do Częstochowy. Troszkę inaczej niż zwykle gdyż najpierw piechotą do Jaśkowic, potem do Zawiercia pociągiem z przesiadką w Katowicach. Po dotarciu do Zawiercia wymaszerowaliśmy na pierwszy etap do Bobolic. Pieszych pielgrzymów było 108. Po dotarciu do Bobolic i odebraniu bagażu zaczęły się schody gdyż było nas pięć i chciałyśmy spać obok siebie, a że nie było nigdzie miejsca to zostały nam kafelki między kuchnią a łazienką;pp. We czwórkę spałyśmy na trzech materacach, a Karolina na kilku karimatach. Daliśmy radę, a jakby mogło być inaczej, jedynie wkurzające było to, że wychodziliśmy dopiero
o 8 a ludzie już od 5 chodzili i szykowali śniadanie i nas pobudzili.
Drugi etap był do Zrębic. Pogoda dopisywała od rana nawet aż za bardzo:) Po dotarciu była Msza
i ognisko. Przed mszą nie zdążyłyśmy się wykąpać, więc po ognisku poszłyśmy jedynie co to woda była zimna;pp. Na ognisku grupa teatralna przygotowała skecz o księżniczce i księciu. Aktorzy próbę mieli raz pół godziny przed występem, ale wyszło im świetnie:))
Ostatni etap do Częstochowy to w moim wykonaniu było wleczenie się, człapanie by zdobyć cel. Stopy od spodu bolały mnie strasznie, ale na szczęście moja niezawodna siostra jak już nie dawałam rady to brała mi nasz ogromniasty plecach i leciała z nim jakby tam nic nie było;dd. Jak było już widać Jasną Górę to wiedziałam, że dojdę choćby po kolanach. Zaś jak dotarliśmy do najważniejszego celu to popłynęły mi łzy tak jak to w tytule postu. Na pieszą pielgrzymkę szłam już czwarty raz, ale za każdym razem płyną łzy.
Po wieczornej Mszy i Apelu Jasnogórskim przy Cudownym Obrazie, śpiewie w kręgu wróciłyśmy
do naszego pokoju. My stare baby ma na myśli siebie i Martynę bo byłyśmy najstarsze mamy głupie pomysły. Byłyśmy bardzo głodne i przez okno chciałyśmy wyskakiwać do Mcdonald'a, bo miałyśmy jedyny pokój bez krat;pp. Tylko największy problem był taki,że do zamknięcia zostało nam jakieś
15 minut, a nasz chód to była masakra i mogłybyśmy nie zdążyć. Więc zostałyśmy w pokoju
i do 1 w nocy śmiałyśmy się jak opętane. Martyna pani prawnik rzucała nam za wszystko paragrafami;pp. Baliśmy się tylko, że przyjdzie ksiądz i nas wyrzuci za zakłócanie ciszy nocnej,
ale się nam upiekło;dd.
W poniedziałek do 11 mieliśmy czas wolny, więc ja z Martą, Gosią i Werką skoczyłyśmy do Mcdonald'a na śniadanie, gdyż Martyna z Karoliną pojechały do siostry, która w Częstochowie mieszka od zeszłego roku.
Później była Msza i Droga Krzyżowa z parafianami, którzy dotarli autobusami. Troszkę czasu wolnego kawę zdążyłyśmy wypić i na zbiórkę. Z Częstochowy wracaliśmy pociągiem do Jaśkowic
i pieszo do Dębieńska. Fajnymi pociągami jechaliśmy tzw. elfami Kolei Śląskich.
Dziękuję Małgosi, Marcie, Martynie, Karolinie, Werce oraz wszystkim, którzy wędrowali. Za każdą rozmowę i wsparcie by dotrzeć do celu:*:*
Codziennie było robienie francuzów na różne sposoby, co nie zdążyłam zrobić rano to pierwszym postoju kończyłam.
Teraz troszkę zdjęć z Marty i Gosi aparatu. Resztę zdjęć będzie później gdy dostaniemy płytki
4 komentarze
Pięknie napisane! Z emocjami, jakie towarzyszył w drodze! Teraz czekać na płytki ze zdjęciami i następną pielgrzymkę ;)
OdpowiedzUsuńJa już się zapisuję na kolejną;pp. Zdjęcia to podstawa, bez tego ani rusz;dd. Dzięki:*
UsuńTo musiała być niesamowita przygoda!!! :)
OdpowiedzUsuńMasz rację przygoda super:))
Usuń